Graffiti – sztuka, czy wandalizm?
Zaintrygowało mnie to, dlaczego komuś zależy na tym, żeby jego anonimowe wysiłki malarskie zaistniały i były dostępne dla wszystkich? Czy można ten objaw ludzkiej aktywności porównać do działalności uciążliwego sąsiada, zmuszającego wszystkich do słuchania ulubionej przez niego muzyki? Sąsiada , który chce dać do zrozumienia, że tylko przeciwności losu spowodowały, że jest słuchaczem, a nie np. gwiazdą disco polo? Zarówno grafficiarze, jak i ludzie ogłuszający sąsiadów, chcą zaistnieć w przestrzeni publicznej.
Chciałbym zaprezentować coś, co dla większości może mieć niewiele wspólnego ze sztuką. To nie dzieła uznanych, malujących na murach, tych którzy przeszli do historii sztuki jak: Szwajcar H. Nagel oraz inni znani artyści tego nurtu J.-M. Basquiat, czy K. Haring. To te zwykłe, spotykane na peryferiach wielu miast i miasteczek lub w miejscach spotkań młodych ludzi. Właśnie takie są dla mnie bardziej interesujące, niż te piękne formalnie, pełne artystycznych odniesień.
Dla większości są to pewnie bazgroły, wygłupy i objaw wandalizmu.
Sam należę do tych, którzy nie chcą oglądać świeżo pomalowanej elewacji zniszczonej jakimś bohomazem. Jednakże w miejscach bardziej nadających się do tego typu ekspresji niekiedy są one dla mnie intrygującym zaskoczeniem.
Komentarze
Prześlij komentarz