Pięknie jest zobaczyć świat na nowo.
Zawsze kiedy oglądałem obrazy, gdzie brzozy są „głównymi bohaterami” lub znajdują się w tle, miałem nieodparte wrażenie, że jest to banał bazujący na szablonach i schematach. Kicz. Może nie równoważny z „jeleniem na rykowisku”, czy też „łabędziami w stawie”, ale jednak... Nawet Jerzy Kossak swoimi końsko brzozowymi obrazami nie był w stanie mnie do brzozy przekonać. Nie mówiąc o malarstwie rosyjskim gdzie też jest jej sporo. Taki krajobraz. W plenerze nie można było udawać, że tych drzew nie ma. Niektóre pejzaże, które same w sobie były ucztą dla zmysłów, traciły w moich oczach z powodu gdzieś tam wyłaniających się brzóz. Dla mnie było to sentymentalne, niskich lotów malarstwo. Coś w rodzaju: patrzcie jakie ładne drzewka, a jak dodam do tego ślicznego konika to wszyscy będą podziwiać. Może jeszcze rzeźbiona w gipsie złota ramka? Nie, żebym miał jakąś malarską brzozofobię, ale zawsze to drzewo w obrazie kojarzyło mi się z kiczem. Próbowałem, siląc się na obiektywizm, przełamać moją nie